♣
"When I get older,
I will be stronger
They'll call me freedom,
just like a wavin' flag"
(K'naan - Wavin' Flag)
♣
Iker Casillas miał ochotę rzucić się rybom na pożarcie. Dryfując pośród chłodnych fal oceanu miałby okazję nieco ochłonąć. Zanim nie dopadłyby go piranie, rzecz jasna.
Bramkarz Realu Madryt chwycił się za głowę, usiłując pobudzić neurony. Myśl, chłopie, myśl.
Arghh, jak chciałby się teraz upić, tak żeby odpłynąć do własnego świata i nie czuć się zobowiązanym do brania odpowiedzialności za innych!... Serce kapitana biło jednak ojcowskim rytmem nie tylko na boisku. Choć perspektywa odpłynięcia była tak bardzo kusząca...
Stop. Na dzisiaj koniec, panie Casillas. To właśnie alkohol doprowadził was tutaj.
Gdzie było owo "tutaj" nie warto pytać — żaden z nich tego nie wiedział. Kapitan Królewskich zamknął oczy i zaczął układać w myślach puzzle minionego dnia. Nie było to łatwe, gdyż alkohol wciąż buzował mu w żyłach, mężczyzna wypychał jednak z siebie ten błogi stan. Po kolei, trzeba ułożyć tę układankę po kolei, dopasować puzzle, nawet jeśli niektóre z nich — te najbardziej złośliwe, ukrywały się pod dywanem emocji.
Wszystko zaczęło się od fantastycznej imprezy, wydanej na cześć "La decima", czyli dziesiątej z rzędu wygranej Pucharu Ligi Mistrzów. Bawili się dwie doby w ośrodku, mieszczącego się nieopodal jednej z hiszpańskich przystani, sącząc hektolitry kolorowych płynów i bawiąc się przy latynoskich utworach. Iker westchnął na wspomnienie uroczych tancerek samby. Stop, wróćmy na właściwe tory. Co było dalej? Casillas wytężył umysł.
Byli już nieźle podpici, on i Ramos, ciągle jednak stali przy barze.
— Ssstary, jesssteś szefem wszyssstkich szefów! — powtórzył po raz setny tego wieczoru, po czym objął kolegę ramieniem. — Sssergio, gdyby nie ty, byłbym ssskończony. I, normalnie, chłopie, dziękuję ci!
— Ssskończony?... — powtórzył, niezbyt przytomnie, Ramos.
— Ssskończony, kurwa, bezapelacyjnie!
— Aaa, no to polecam się na przyszłość!
— Czołem, chłopaki, zawijam na kwadrat — dobiegł ich głos Pepe, który poklepał ich po plecach, po czym opuścił imprezę i ruszył w stronę, która mogła prowadzić wszędzie, tylko nie do jego domu.
— Lepiej chodźmy za nim — Iker zeskoczył z krzesła i pociągnął za sobą Ramosa, który spojrzał tęsknie na barmankę.
Minęli fontannę z gorącą czekoladą, następnie ogromny basen, w którym relaksowali się pozostali koledzy. Jeden z nich wyszedł z wody i dogonił ich, kiedy wyszli poza teren ośrodka.
— Dokąd się wybieracie beze mnie, cymbały? — zawołał Xabi Alonso, potrząsając głową w celu pozbycia się wody z włosów.
— Odprowadzamy Pepe do domu — oznajmił Ramos, rozglądając się dookoła. — Ooo! Tam se poszedł.
— Ale on tam nie mieszka!
Ramos zatrzymał się gwałtownie, odwrócił, złapał kolegę za ramiona i spoglądając mu głęboko w oczy, powiedział:
— Idzie naokoło.
Alonso, który zapewne spodziewał się jakiejś bardziej błyskotliwej informacji, spojrzał na Sergio z miną "Are you fuckin' kidding me?!".
— Idziecie czy nie? — pospieszył kolegów Iker, który miał złe przeczucia co do podejrzanej wycieczki Pepe.
— Tak! — powiedział szybko Xabi, który we krwi miał potrzebę odpowiadania na wszystkie pytania, nawet te retoryczne, czym zwykle doprowadzał wszystkich do szału, a najbardziej trenera Królewskich.
Pepe dogonili dopiero w porcie. Piłkarz pakował się właśnie na motorówkę, która miała już jednak lokatora.
— Sojest?! — Cristiano Ronaldo uniósł głowę. Wyglądał jakby dopiero się obudził.
— Chłopaki, chodźcie! — zawołał Pepe. — Cris ma tu mini-imprezę!
Okazało się, że Ronaldo zachomikował parę butelek alkoholu, trochę żarcia i zaszył się na wolno stojącej motorówce. Przyznał, że hałas na imprezie go zmęczył, więc postanowił się przekimać.
Niewiele myśląc, pozostali dołączyli do niego, przychodząc z pomocą w użytkowaniu zapasów, które nagle zaczęły się kurczyć. Byli tak pijani, że nikt nie zaprotestował, kiedy któryś z nich odpalił silnik. Pomknęli w siną dal, a kiedy nawet rezerwowe paliwo zakończyło swój żywot, usnęli jak jeden mąż, a motorówka dryfowała beztrosko, niesiona przez fale oceanu, aż piłkarze znaleźli się...
— ...w dupie, bez pieniędzy, bez benzyny — powiedział na głos Casillas, pocierając nerwowo skronie.
— Bez Benzemy? A po cholerę nam tu Benzema? — odezwał się półprzytomny Ramos.
— Sosięzieje? — ze snu wybudził się Ronaldo i zaczął wpatrywać się wyczekująco w Ikera.
Casillas ze wszystkich sił usiłował ustalić, komu pierwszemu urwać łeb. Szczerze mówiąc, syndrom dnia poprzedniego tak mocno dawał mu się we znaki, że miał REALną ochotę zacząć od siebie.
— KTO do jasnej cholery odpalił tę pieprzoną motorówkę?!
— Człowieku, musisz się tak drzeć?! — zapytał Pepe, wyrwany ze snu. — Łeb mi pęka!
— Pękać to ci zacznie, jak podniesiesz dupę i zobaczysz, gdzie jesteśmy.
Iker podparł się pod boki. Kompletnie nie wiedział, co robić. Kiedy Sergio podjął dziesięciokrotną próbę uruchomienia motorówki i okazało się, że — naprawdę, cholera, nie ma już benzyny, bramkarz wiedział, że są w dupie. Nic nie malowało się na poszarzałym horyzoncie. Owo "nic" Casillas widział wyraźnie, mimo iż dzień miał nadejść dopiero za kilka godzin. Dookoła była tylko woda, nie licząc samotnej wysepki, do której przywiodły ich fale.
— Ruszcie cztery litery i pomóżcie mi dodryfować to bezużyteczne gówno na brzeg — zarządził w końcu Iker.
Sergio, Xabi i Pepe wskoczyli do wody, by popchnąć motorówkę w kierunku wyspy. Jedynie Cristiano rozłożył się w środku, jakby to zajęcie nie było dla niego dostatecznie odpowiednie.
— A ty co? Pieprzona księżniczka? — zdenerwował się Pepe.
— Nie będę stacjonował na tym bezludziu — oznajmił obrażonym tonem.
— Bezludziu? — powtórzył Ramos. — A wnioskujesz to na podstawie czego?
— Większego zadupia jak żyję nie widziałem. Tutaj nie mogą mieszkać ludzie — odparł, wyciągając z kieszeni telefon. — O, nawet zasięgu nie ma. Nie mogę zrobić selfie!
— Złaź tu i pomóż nam — warknął Pepe.
— Bo?
— Bo Iker tak powiedział, on jest kapitanem na tym statku, a ty tylko majtkiem, więc złaź w tej chwili i natentychmiast! W tej sekundzie! — poirytowany postawą kolegi, Pepe chwycił Ronaldo i wrzucił do wody.
— Idioto! Masz pojęcie, ile czasu zajęło mi nakładanie żelu?!
— Mam w dupie twój żel!
— Ha! Chciałbyś!
— A w życiu!
Ronaldo i Pepe byli tak zajęci kłótnią, że nie zauważyli jak ze złości dopchali motorówkę na brzeg, gdzie kontynuowali obrzucanie się błotem. Po chwili na brzeg weszli koledzy.
— Przymknijcie się — poprosił Iker, jednak żaden z nich nie zamierzał go słuchać.
— CIIIISZAAAAAA!!! — z pomocą przyszedł mu Ramos. Wrzasnął tak, że kilka kokosów opuściło swe palmy i poturlało się jak najdalej od Sergio. Wszyscy natychmiast zamilkli. — Iker chce coś powiedzieć.
— Ja też chcę coś powiedzieć — wtrącił szybko Cristiano. — Nie podoba mi się tu, nie mamy zasięgu, popsuły mi się włosy...
— ...wiesz, gdzie mam twoje pieprzone wł... — zaczął Pepe, ale Xabi uciszył go machnięciem ręki.
— ...i chcę już wracać — dokończył Ronaldo, zerkając niepewnie na kolegów.
— To teraz ja ci coś powiem — Casillas ostatkiem sił powstrzymał się od trzepnięcia go w te wyżelowaną głowę. — Utknęliśmy tutaj, jak już wspomniałeś, bez zasięgu, bez benzyny. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy, ani jak się stąd wydostaniemy.
Do piłkarzy dotarła w końcu przerażająca prawda. Oczywiście domyślali się, że są w dupie, nie mieli jednak pojęcia, jak bardzo. Prawda wypowiedziana przez Ikera zaczęła być realna, namacalna, uderzyła ich jak fala tsunami, panika zalała im umysły, docierając do najciemniejszych zakamarków i obmywając je z poczucia bezpieczeństwa.
Iker zrobił szybkie rozpoznanie sytuacji. Ramos wrzeszczał i kopał wszystko dookoła, Ronaldo usiadł na piasku, niemal płacząc, natomiast Pepe rozwalił się niczym na leżaku i wydawał się wszystko mieć w dupie. Casillas zerknął kątem oka na Alonso, jednak kolegi obok niego nie było. Kapitan zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie porwała go fala i nie wciągnęły oceaniczne prądy. Na moment stanęło mu serce.
— Xabi?!
— Tutaj jestem! — odkrzyknął Alonso, który — jak się okazało, wyciągał coś z motorówki. — Sprawdzam nasze zapasy!
— ZGINIEMY! — krzyknął znienacka Ronaldo. — Albo, co gorsza, zniszczy mi się cera! Już czuję, jak słońce pali moje skronie...
— Przymknij się, kretynie! — warknął Pepe. — Myślisz, że kogokolwiek interesują twoje skronie?!
— Albo cera?! — dodał Sergio.
— Panowie, nie kłóćcie się — zainterweniował Iker. — Powinniśmy...
— A obchodzi, obchodzi! Jak się pokażę w telewizji?!
— W ogóle się nie pokażesz, bo jak będziesz tak siedział i jęczał, to rzucimy cię rybom na pożarcie! — warknął Sergio.
— Co się tak na mnie uwzięliście?!
— Bo tylko ty marudzisz! — huknął Pepe.
— Błagam, zamknijcie się, nie mogę myśleć! — Iker złapał się za głowę.
Tym razem z pomocą przybył mu Alonso.
— Cisza na morzu, cisza w komnacie, kto się odezwie, ten ściąga gacie! — zawołał.
Koledzy natychmiast zamilkli. Iker ostatkiem sił powstrzymał się od wymownego uderzenia się dłonią w czoło, szerzej znanego jako facepalm.
Jako że nikt nie miał pomysłu, co robić, tudzież żaden z nich nie miał ochoty na ściąganie gaci, cisza jak zapadła, tak trwała. Każdy z piłkarzy marzył o chwili snu, zatem położyli się na piasku, zamknęli oczy i odpłynęli do krainy Morfeusza.
_____________________________________________
I pierwszy rozdział za nami. Dobrnęliście do końca? ;)
Bardzo proszę o konstruktywne komentarze, to dla mnie bardzo ważne.
Pozdrawiam! A.