♣
"And you're singing the songs
Thinking — this is the life
And you wake up in the morning
And your head feels twice the size
Where you gonna go, where you gonna go
Where you gonna sleep tonight?"
(— Amy MacDonald, This is the life)
♣
— Nie drzyj się, idioto! To tylko ja!
— No właśnie — skomentował Ramos, podnosząc się do pozycji siedzącej i odsuwając jak najdalej od kolegi. Dopiero teraz zaczynało do niego docierać, gdzie się znajdują. — Po cholerę nade mną wisisz?!
Ronaldo rozejrzał się z niepokojem w oczach. Pepe chrapał w najlepsze i chyba tylko koncert orkiestry dętej byłby w stanie wyrwać go ze snu, Iker natomiast przewrócił się na drugi bok, mamrocząc coś nieświadomie. Ostatnio Cristiano podpadł obu, więc teraz wolał nie ryzykować i żadnemu z tej dwójki nie zakłócać drzemki. A Ramos i tak wyglądał, jakby już nie spał.
— Sergio, Xabi zniknął — oznajmił Ronaldo, głośno połykając ślinę.
— Jak to: "zniknął"? — zapytał obojętnym tonem Ramos, z powrotem kładąc się na ciepłym piasku.
— Nooo, poszedł gdzieś i nie ma go!
— I co? Nie jestem jego niańką.
— A jak wpadł do wody i tonie? Albo wszedł do tego buszu i pogryzły go węże?! Serrrgio, nie zasypiaj mi tu!! Musimy go poszukać!! — Ronaldo potrząsnął ramieniem kolegi z desperacją w oczach. Ramos podniósł się tak szybko, że gdyby nie wrodzony refleks Wyżelowanego, jak nic stuknęliby się głowami i nie byłoby to nic przyjemnego — zwłaszcza, że obaj nadal odczuwali nieprzyjemne skutki pamiętnej — czy może niepamiętnej? — imprezy.
— DOBRA. Może i masz rację, trzeba go poszukać — Ramos przetarł oczy, wstał, otrzepał się z piasku i ruszył w stronę, która prowadziła do gęstych zarośli. — No, co tak siedzisz?
— Ja nie idę. Zaczekam tu i...
— No chyba sobie, kuźwa, jaja robisz! — warknął Sergio.
— A jak chłopaki się obudzą, to co? Ktoś musi ich poinformować, gdzie jesteście, bo będą się martwić...
Sergio przewrócił z irytacją oczami. Obaj doskonale wiedzieli, że Pepe wstawał tak wcześnie jedynie w sytuacjach ekstremalnych, a pobyt na bezludnej wyspie bynajmniej się do takowych nie zaliczał. Iker miał ostatnio zbyt dużo na głowie, więc można zaryzykować stwierdzenie, że dłużej sobie pośpi. A ten cykor Ronaldo zwyczajnie boi się wejść wgłąb wyspy!
— Dobrze. Bardzo proszę. Zostań i zaczekaj, aż Pepe się obudzi, będzie baaardzo zadowolony, że znowu się trzęsiesz.
— Ale...
— To chociaż idź i popilnuj motorówki, żeby jej prąd nie porwał.
— ...
— Albo przeszukaj wodę, wspominałeś coś o tym, że Xabi mógł do niej wpaść.
Ramos ruszył w kierunku krzaków dzikich roślin. Po chwili usłyszał kroki Ronaldo.
— Dobra, czekaj! — zawołał, dołączając do niego.
Sergio szybko przekonał się, że ciągnięcie za sobą Crisa nie należało do jego najlepszych pomysłów. Napastnik Realu Madryt jęczał i syczał, co chwilę podskakując ze strachu i wbijając palce w jego ramię.
— Xabi, Xaaabiii!
— Ciszej! Chcesz zwabić dzikie tarantule i akromantule, i...
— Cristiano, nie jesteśmy w Zakazanym Lesie, to nie Hogwart, uspokój się.
— Taaa, "uspokój", łatwo ci mówić. Zobaczymy czy będziesz taki mądry, kiedy ci kleszcz do głowy wpadnie.
Paplał tak jeszcze długo, a Sergio w tym czasie unosił swojego ducha tam, gdzie jego słowa nie docierały. Przedzierali się przez zarośla, potykali na konarach drzew, a im dalej szli, tym bardziej Alonso tam nie było. Ramos był pewien, że gdyby tylko Ronaldo znał drogę na plażę, nie włóczyłby się za nim i nie trząsł jak galareta ze strachem w oczach. Szczerze mówiąc, sam zaczynał być coraz bardziej zaniepokojony. Że Alonso był rannym ptaszkiem, wiedział od dawna, ale żeby znikał bez zapowiedzi? Coś tu śmierdziało i nie był to Ronaldo, którego tona kosmetyków pomieszała się z potem.
— Sergio? Wracamy? — zasugerował Cristiano, stukając zębami.
— Nie znaleźliśmy jeszcze Xabiego, Wasza Błyskotliwość — mruknął Ramos.
— A może on się jednak topi? — zapytał z nadzieją w głosie Ronaldo.
Ramos odwrócił się z zamiarem znokautowania go za tak niedorzeczne przypuszczenia, kiedy zza zarośli wyskoczył...
— Xabi?!
— Tak mam na imię — odparł Alonso, szczerząc zęby. — Kto się topi? — zwrócił się do Ronaldo z zaciekawieniem.
— Niestety nie ty — burknął Cris.
— Co go ugryzło? — tym razem skierował swoje pytanie do Ramosa, na co ten wzruszył ramionami i odparł:
— Nic, dzień jak codzień.
— Ugryzło?! UGRYZŁO?! — zestresował się piłkarz.
— Cicho, Cris. Xabi, gdzieś ty był?! Powinienem cię grzmotnąć w ten pusty łeb! Oszalałeś? Nie znikaj tak więcej!
— Stary, przepraszam! Nie miałem pojęcia, że tak szybko się obudzicie, więc poszedłem szukać cywilizacji. Byłem tam... — machnął ręką w prawo — ...byłem tam... — tym razem w lewo — ...i nawet tam — wskazał kierunek, z którego przybył — ale nie znalazłem. Za to mam trochę żarcia.
Dopiero teraz Sergio dostrzegł dziwne owoce w rękach kumpla. Spojrzał na niego z powątpiewaniem. No cóż, na obecny moment będzie musiało im to wystarczyć. Ruszyli w drogę powrotną urozmaicaną przez Cristiano, nieustannie jęczącego i rozglądającego się dookoła. Szedł w środku, więc jego wyczyny mógł obserwować podążający tuż za nim Xabier.
— Co ty chcesz tu zobaczyć? Muchę tse-tse? — zapytał w końcu Alonso. — Tyle przeszedłem i jeszcze ani jednego zwierzęcia nie spotkałem!
— Przestań się mazać i pomóż Xabiemu nieść kokosa — powiedział Ramos, odwracając się przez ramię.
— Wcale się nie mażę! — zaprzeczył natychmiast Cris, na co chłopaki zgodnie wznieśli oczy ku górze. — A ty to co?
— Ja jestem GPS'em, muszę mieć wolne ręce.
— No jasne, bo bez ciebie byśmy nie trafili — zironizował.
— Xabi, zatkaj mu ryj arbuzem, bardzo cię proszę — Ramosowi zaczynały puszczać nerwy, a to nie wróżyło niczego dobrego.
— Cris, zatkaj się na moment — poprosił uprzejmie Alonso.
— Przestańcie mnie w końcu uciszać! Co wy chcecie?!
— Nie umiesz być cicho przez minutę?
— A umiem! Proszę bardzo! — warknął Ronaldo i naprawdę zamilkł.
Dało się słyszeć jedynie jego płytki oddech oraz głośne przełykanie śliny. Sergio chłonął błogą ciszę i powoli tonował emocje. Sztuka ta wychodziła mu doskonale do czasu, aż coś długiego i zielonego nie zsunęło się nagle z drzewa, wyrastając tuż przed nosem Ronaldo.
— Aaaaaarghłełełyyyaaa, W-WĄĄŻŻŻŻŻ...!!! — wrzasnął nagle napastnik Królewskich i popędził w kierunku plaży z prędkością światła.
Jego krzyk wytrącił owoce z rąk Alonso, a także przepłoszył kolorową papugę, która z głośnym "kraaa!" odleciała z gałęzi, uprzednio zostawiając niespodziankę na ramieniu Ramosa. I nie, nie było to zniesione w stresie jajo. W tym momencie w piłkarzu coś pękło. Pobiegł na plażę, niemal doganiając kolegę, krzycząc przy tym:
— NIEEEEEEEEE!!!
— A temu co się stało? — Zaspany Pepe dźwignął się z pozycji leżącej i oparł na przedramionach.
Spojrzał pytająco na Ikera, który również obudził się kilka chwil wcześniej. Kapitan wzruszył jedynie ramionami i przetarł oczy. Obrazek, który właśnie zaobserwowali był przedni: najpierw z buszu wyleciał jak oparzony Cris, z mnóstwem liści i innych śmieci, które przykleiły mu się do wyżelowanych włosów. Zaraz po nich, z nie mniejszą prędkością wyskoczył Ramos. Wyglądał jak wariat, który przedwcześnie opuścił szpital psychiatryczny. Albo jak wariat, który dopiero się tam wybierał. Wskoczył na motorówkę, wygrzebał silnik i zaczął przy nim majstrować, mrucząc pod nosem:
— Zwariuję... ja tu oszaleję... już dłużej nie wytrzymam...
Jako ostatni wyłonił się Alonso. W rękach dzierżył owoce ułożone w piramidkę.
— Dzień dobry, śpiochy! — zawołał do Pepe i Casillasa, brzmiąc przy tym zaskakująco wesoło. — Oo, nie wiedziałem, że z Sergio taki mechanik! Zapraszam na śniadanie!
______________________________
Po hektolitrach kawy z mlekiem i herbaty bez cukru, po wielu przelanych łzach w związku pożegnaniem się z Mundialem 2014 La Furia Roja oraz po obejrzeniu meczu o pietruszkę Hiszpania-Australia, a także po zdartym gardle podczas kibicowania polskiej reprezentacji w siatkówce, w moim własnym zaciszu domowym (czy raczej, żeby bardziej wpasować się w sytuację - w "zagłośniu"), powstał rozdział numer dwa. Mam nadzieję, że śledzicie nadal losy Rozbitków? ;)
Na Go, Spain! już niestety za późno, więc teraz trzymam kciuki za Niemców i niech spróbują nie wygrać. ;)
Bardzo proszę o konstruktywne i szczere opinie. Z całego serducha DZIĘKUJĘ za komentarze pod jedynką! :)
Hugs & Kisses!
Angelika